Książki dla wegetarianki - co polecam z nowości?


Mam ci ja w kuchni taką jedną półkę, na której rośnie sobie kolekcja książek z poradami żywieniowymi i przepisami. Przy czym tych pierwszych jest zdecydowanie więcej, a przepisów ściśle wegetariańskich mam stosunkowo niewiele. Lubię proste jedzenie i nie wierzę w wydawanie książek z przepisem na kanapkę z pomidorem. Ostatnio jednak kilka cenionych przeze mnie blogerek kulinarnych, do których często zerkam po inspiracje, wydało swoje pierwsze książki z przepisami. A że ja lubię gromadzić wiedzę w książkach, oczywiście je nabyłam. 
Na pewno je znacie, Jadłonomia czy Zielenina są dość popularne. Wydaje mi się, że autorka książki "Pyszne chwasty" może być znana szerszej publiczności trochę mniej niż dwie pozostałe, tym bardziej więc zapraszam również na jej bloga



Domyślam się, że tytuł "Pyszne chwasty" może niektórych wcale nie zachęcić do sięgnięcia po książkę, zapewniam jednak, że warto. Autorka coś tam o biochemii wie, nie zaproponowała nam więc po prostu pójścia do lasu i zjedzenia całego poszycia wraz z Kapturkiem, ale wyselekcjonowała i szczegółowo opisała nam kilka(-naście) dość powszechnie występujących i znanych zielsk, które można zebrać na spacerze a potem bezpiecznie i smacznie zjeść.


Urzekło mnie to, że autorka przywołała wspomnienie z dzieciństwa, kiedy to zrywało się i zjadało "serduszka" tasznika. Robiliście to? Pamiętam też, że po deszczu lubiliśmy wysysać "miodek" z drobnych kwiatków berberysu - deszczówka w nich zebrana była słodka i przyjemna w smaku. To wszystko działo się w mieście, w blokowisku, gdzie zieleni było niewiele, ale dzieciaki potrafiły sobie znaleźć bardziej zielone miejsca za osiedlem. To były czasy, gdy dzieci spędzały całe dnie na zewnątrz i nie były uwiązane do trzepaka pod klatką strachem rodziców, że porwą go diabli gdy pójdzie trzy bloki dalej.

Do dzisiaj mam sentyment do jedzenia tzw. zielska. Tradycją już jest, że na wiosnę dodaję do owsianki kwiaty forsycji, zdarzyło mi się też raz udekorować nimi świątecznego mazurka. 
Zastanawialiście się kiedyś kiedy powstał ten podział na "chwasty" i części zielone "cywilizowane"? Co sprawia, że szczypior i natka pietruszki są sprzedawane w sklepach, a kurdybanek i komosa traktowane są jak "trawa"? Może chodzi o powszechność występowania? Nie da się wyplenić mniszka czy pokrzywy z osiedlowych trawników...



Nie jestem zresztą bardzo zaawansowanym trawożercą, raczej chciałabym być. Bardzo podziwiam ludzi takich jak Łukasz Łuczaj, którzy znają właściwości, smak i sposób przyrządzania wielu dzikich roślin, i jedzą je codziennie. Mam jednak zamiar od tej wiosny zacząć sobie przypominać jak smakują pokrzywa i koniczyna, robić kwiaty mniszka w cieście i znaleźć "na dzielni" ten kurdybanek! :) 

W książce "Pyszne chwasty" przepisów jest sporo i są proste - nie ma sensu komplikować czegoś, co powinno proste, łatwe i przyjemne pozostać. Nie jest sztuką rozgotować i rozciapać pokrzywę, szpinak czy inne zielsko tak, aby smakowało podobnie i odrzucało widokiem tak samo za każdym razem. Sztuką jest tak podać zielsko, żeby wydobyć jego smaki i zgrać je z dodatkami. Autorka nam to pokazuje i jest to dla mnie najlepszą inspiracją. 



 Mniej hardkorowym trawożercom polecam Zieleninę, która ma wegańską odpowiedź na każdą potrzebę kulinarną - od prostych dań na co dzień, po wykwintne przepisy świąteczne. Autorka stworzyła na swoim blogu zresztą osobną bazę przepisów świątecznych - świetna robota! Ostatnio pojawiła się także jej druga książka, dla bezglutenowców.



Książka Zieleniny uczy przede wszystkim jeść sezonowo, ale w sposób niewymuszony, bardzo naturalny. Wierzę w to, że nasz organizm potrzebuje nieco innych składników w innych porach roku - i odpowiedzią na to są pojawiające się wówczas owoce i warzywa. Trochę zgubiliśmy ten rytm mając pod nosem Biedronkę ze świeżymi pomidorami przez cały rok, ale wydaje mi się, że często można odczuć te swoje charakterystyczne zachcianki sezonowe. U mnie o tej porze roku dominuje chęć wgryzienia się w bukiet czegoś zielonego, świeżego i soczystego. Nie mam chęci już na bulwy i kasze, chcę żeby chrupało i  było wonne!



Wystarczy się więc rozejrzeć po lokalnych bazarkach, żeby dostać świeże produkty. Wierzę, że jedzenie sezonowe i lokalne, które promuje autorka tej książki, jest intuicyjne i nie wymaga rozrysowywania skomplikowanego planu. Tym, którzy się w tym gubią, zaproponowała prosty podział na przepisy wg pór roku.

Co ważne, przepisy zaproponowane w tej książce posmakują również mięsożercom. Zdecydowanie mogą posłużyć absolutnie każdemu, kto ma chęć sięgnąć po coś innego, świeżego. 


Jadłonomię znam od dawna i wyczuwam w niej bratnią duszę lubiącą te same smaki i ich kombinacje co ja. Jest autorką absolutnie genialnego przepisu na krem buraczany z mlekiem kokosowym, który robię regularnie. Myślałam, że ja wymyśliłam ten przepis, ale okazuje się, że nie - mamy po prostu podobne smaki i chęć do kombinowania w kuchni.
Z tej przyczyny książka Jadłonomii jest stale w ruchu u mnie. Gdy w lodówce dwie smętne marchewki i zero pomysłu - biorę jej książkę i zawsze coś się znajdzie. Serio, serio.


Autorka podzieliła przepisy wg składników. Ma to sens. Mając więc te dwie smętne marchewki nie szukam wśród dań zimowych czy jesiennych, ale trafiam prosto do celu. 
Jej dania wydają mi się najbardziej zaawansowane z tych trzech pozycji. A może po prostu chodzi o odwagę w łączeniu smaków? Albo o unikatową umiejętność tworzenia smakowitego jedzenia, które nie wygląda jak wytwór trawożercy? Nie wiem. Jest bardzo smacznie, kolorowo, pachnąco. 


Popatrzcie na te batony. Podałabym gościom i zjedliby wraz ze stolikiem, nigdy nie dowiedzieliby się prawdy. 

Wszystkie wymienione książki bardzo polecam - warto. Ja lubię mieć przepisy pod ręką, zamiast szukać ich w internecie, a poza tym czasem wieczorami sobie siadam i przeglądam przepisy jak rasowa kura domowa, planując obiad na następny dzień albo "coś ekstra" na weekend. Bardzo relaksujące zajęcie, internety tak nie odprężają. Ale, oczywiście, zachęcam do zaglądania również na strony autorek po świeże przepisy. Dziewczyny robią świetną robotę.

Pozdrawiam 
Arsenic

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger