Muzyczni ulubieńcy, stan na listopad 2015


Pewnego wieczoru przeglądałam swoje stare posty na blogu i trafiłam na ten tag: KLIK!, w którym wymieniałam swoich muzycznych ulubieńców... I pomyślałam, że dawno czegoś tak muzycznego u mnie nie było.
Nadal nie wiem, czy tego typu posty są mile widziane na blogu kosmetycznym... ale co mi tam. Kto chce, ten posłucha.

A uprzedzam, że będzie ciężko. Nawet, gdy będzie jazz, bo wolę jego bardziej transowe, mroczne odmiany.




Nadal, rzecz jasna, słucham tamtych zespołów, a zwłaszcza Faith No More - klasyka, który miał największy wpływ na mnie chyba. I jestem wielką szczęściarą, bo po 20 latach wierności zespołowi wreszcie miałam szansę zobaczyć ich na żywo. W zeszłym roku przejechaliśmy z Mężczyzną cały kraj i przetrwaliśmy pół dnia na Openerze (trololo) aby  zobaczyć FNM na scenie. Szalałam wtedy tak, że przez kolejny tydzień urlopu nad morzem spacerowałam  z balkonikiem. Żartuję, ale marzyłam o nim ;) 
I wtedy te ciareczki wędrujące po plecach, gdy zagrali Motherfuckera, ta powstrzymywana radość, że może... może... nagrywają coś nowego?



Skąd mogłam wiedzieć, że rok później Mike Patton przyjedzie mi z koncertem niemalże pod blok, w którym mieszkam? Tak, na ten krakowski koncert też poszliśmy - no hej, pójdę na każdy koncert, który Mike zechce zagrać w Polsce.
Ale mogliby wreszcie zagrać Jizzlobbera. 



Gdzieś w międzyczasie Thy Worshiper wydał Czarną Dziką Czerwień - tak bardzo moje klimaty! Genialnie się tego słucha w samochodzie prując przez szaroburą rzeczywistość, jeszcze lepiej w domu, pod kołderką, pisząc posta. 




Acałkiem niedawno wydali Oziminę. Oswajam się z nią i idzie znacznie trudniej niż z Czarną Dziką Czerwienią. Podejrzewam, że to kwestia braku wolnej, naprawdę wolnej chwili aby móc jej poświęcić pełną uwagę.
Bardzo, bardzo jednak kibicuję temu zespołowi i mam nadzieję, że jeszcze nie raz pójdę na ich koncert. Bo raz już byłam :) Niesamowite wrażenie robi na żywo standardowa perkusja z jednym perkusistą, a obok drugi - na bębenkach. Wokal Anny Malarz - cudo.

Na pewno wart uwagi jest zremasterowany "Wśród cieni i mgieł". Słuchając go przez pierwszych kilka chwil nie docierało do mnie, że to jest ten sam kawałek, który usłyszałam pierwszy raz 18  lat temu, i dzięki któremu zespół zapadł mi tak głęboko w pamięci.
Dopasował się teraz klimatem bardziej do dwóch ostatnich płyt zespołu - jest bardziej swojski, bardziej plemienny.
A zresztą, posłuchajcie sobie Oziminy sami, co ja Wam będę mówiła:
Thy Worshiper - OZIMINA

 Nie wiem, czy Wy też tak macie, ale istnieją dla mnie (dla nas, właściwie, Mężczyzna podziela ten pogląd) zespoły, które istniały i istnieć będą, więc zwykle macham ręką gdy przychodzi ich koncert. Nigdy nie zapomnę jak poszliśmy na koncert znajomych z Crowdu, zrobiliśmy im promocję, wyskakałam cały koncert, nagraliśmy ich ładnie, bo to wielkie wydarzenie było - grali przed Kultem!
A potem co? Khandr i Arsenic machnęli ręką "aaa, Kult...", zwinęli bambetle i poszli do domu. W domu Mężczyzna mi się przyznał, że tak macha ręką na ten Kult już od kilkunastu lat. Prorokuję, że do końca życia nie zobaczymy ich w końcu na żywo ;)
Tak samo miałam z Behemothem - zwłaszcza w tym gorącym okresie przed chorobą Nergala, kiedy dosłownie grali wszędzie. "Jeszcze przyjadą, zobaczę ich gdy będzie mi bardziej po drodze". Do dziś ich nie widziałam na żywo. 




I podobnie z Closterkellerem - z tą różnicą, że widziałam ich wielokrotnie na Przystanku Woodstock, ale wiecie - albo nie wiecie - jak to na Woodsie jest. Łazi się bez celu, zażera wstrętną zapiekankę, gada o dupie Maryni, szuka toi-toja a w tle gra Closterkeller.
Ale gdy któregoś dnia mi Mężczyzna oznajmił, że nie ma bata, idziemy do Rotundy na ich koncert, to poszłam. I nie żałuję, bo choć Closterkeller nie jest moim ulubieńcem muzycznym, to przyznaję - na koncercie dostajemy 600% tego, co na płycie. Mają MOC!





Z tego koncertu najmocniej wrył mi się w pamięć "Złoty" - piękny kawałek, spokojny, oczywiście o miłości... Słucham go w kółko. Wielki szacun!

Pozostając w temacie zespołów może nie ulubionych, ale takich, które w jakiś sposób mnie podkręciły - psze państwa, nieśmiertelna Bicza od Pain



Och, za tym kawałkiem stoi kawał solidnej i chichowej historii. Może ją Wam kiedyś opowiem. Jeśli jednak Wasi podwładni ściszają ten kawałek gdy tylko wejdziecie do ich pomieszczenia - cóż, prawdopodobnie jesteście tytułowym bohaterem tej bajki :D

Pracując z dziewczynami z labo nauczyłam się nie tylko wiele o surowcach i produkcji kosmetyków, ale też szybko zgadałyśmy się na płaszczyźnie muzycznej. Okazało się, że mamy wspólnych znajomych, słuchamy tych samych (prawie) rzeczy i generalnie do dziś chodzimy razem na koncerty. 
Poza Plażą, utkwił mi w pamięci też początek tego kawałka Pain:



...bo taki dzwonek miała ustawiony w telefonie jedna z kumpeli z labo :D A po drugie - bo gdy było nam smutno i źle, to sobie patrzyłyśmy na to video (*wink, wink*).
Nie jest to jednak muzyka, której słucham codziennie.






W tym roku byliśmy też z Mężczyzną po raz pierwszy na Brutal Assault w Czechach. Było brutalnie, naprawdę ciężko, bo festiwal wypadł akurat w czasie tych najbardziej hardkorowych upałów. Gdyby nie rzeka, pewnie byśmy padli z przegrzania. Było tak źle, że nieraz nie mieliśmy siły iść na koncerty - i nie chodzi wcale o złe samopoczucie spowodowane akoholem, bo w zasadzie go nie piliśmy. Ale Radegasta spróbowałam :D




"Byłam" na koncercie Enslaved... I mam nadzieję, że jeszcze wrócą w okolice naszego kraju, bo na Brutalu miałam siłę jedynie na tym koncercie siedzieć na skarpie i z daleka patrzeć w telebimy. Ech.

Ale w związku z Brutal Assault muszę Wam opowiedzieć jedną scenkę. Bo piękna jest. Ten festiwal to miejsce, gdzie generalnie pełno jest brodatych, brzuchatych, owłosionych Wikingów słuchających bardzo, bardzo ciężkiej muzyki, żłopiących piwsko głośno i uderzających w pogo chętnie.
Wyobraźcie sobie więc poranek, w którym odkryliśmy, że całkiem niedaleko naszego namiotu płynie rzeka - a skoro woda płynie, to my do niej wejdziemy aby się ochłodzić i umyć jak ludzie zamiast stać w kolejce do prysznica (kolejka zawijała pięciokrotnie wokół terenu festiawalu, czas oczekiwania oszacowaliśmy na 23 godziny; czas prysznica: 5 minut, bezsens).



Poszliśmy nad rzekę o poranku, już było ciepło, ale śpiochy jeszcze w oczach. A tam ci wszyscy brodaci mężczyźni odstawiają jezioro łabędzi w wodzie, pluskają się w niej jak dzieci, ochy i achy, czeszą brody i budują tratwy.Wszyscy przyjaźni, weseli... poczuliśmy, że najchętniej spędzilibyśmy tam w tej rzece cały festiwal. Uratowała nam życie, bo była w zasadzie jedynym miejscem, w którym można było się schłodzić. 
A widok pląsających w wodzie o poranku, półnagich brodatych barbarzyńców zdeprawował mnie do końca życia :D

Dziś się dowiedziałam, że na BA w 2016 zagra Arch Enemy... A mieliśmy już nie jechać.

Swallow The Sun poznałam przypadkowo, rozmawiając z kimś poznanym już nie pamiętam gdzie - być może na festiwalu, ale prędzej na Last.fm. Przesłuchałam chyba większość płyt tego zespołu, ale Hope uczepiło się mnie najmocniej.



Taki delikatny doomik, ale 2:45 mnie rozpierdziela nieustannie. No i dzięki kochanemu Iron Realm Productions zobaczę ich na żywo już 14 grudnia! Tak, przyjeżdżają do Krakowa. Cieszę się jak dziecko, bilety już od dawna mam kupione :) Coraz śmielej marzę, że kiedyś zobaczę też My Dying Bride czy Cobalt... 

Ten rok był bardzo koncertowy dla mnie. Pomijając dziesiątki koncertów znajomych, pomijając nawet BA, byłam na występach takich zespołów, o których nigdy nawet nie śmiałam marzyć. Taka Negura Bunget na ten przykład. Nie tylko przyjechali do Polski, oni przyjechali do Krakowa. A co więcej, dali swój koncert w moje urodziny! I zaciągnęłam na niego bidulę, fana klasycznego jazzu, który o blackmetalu może słyszał... ;) Był dzielny!
A koncert? Smakowity!



Powyższe video nie jest w koncertu krakowskiego - tam nagrywki były robione tylko telefonami, są fatalnej jakości. 
Ten kawałek zagrali na koniec i - jeśli o mnie chodzi - nie mogli skończyć lepiej. Wyszłam po koncercie na zewnątrz i od razu chciałam wracać. Uwielbiam takie koncerty - zagrane z sercem, mocno, z dziwnymi, fikuśnymi instrumentami, z pięknym klimatem. 




Pod koniec lata jednak poszłam w muzyczne rejony bardziej, no, spokojne. W moim Foobarze pojawiły się zespoły tak niszowe, że to cud prawdziwy, że w ogóle ich nagrania były dostępne.



Nic nie wiem o tych zespołach - Syven, Paleowolf, Shibalba czy Irem of Pillars. Ten drugi zespół polecił mi znajomy, który wiedział w jakich klimatach czuję się najlepiej, a resztę wyszukałam sobie na Last.fm po tagu "tribal ambient". Za to wlaśnie lubię ten serwis - trafiam konkretnie do celu, omijam rzeczy mi obojętne, nie marnuję czasu.




Nawiasem mówiąc, podlinkowałam Wam mojego Lasta. Jeśli macie chęć się dodać do znajomych - zapraszam. 


Tego tribal ambientu nie słucham często. Czasem jednak po prostu wszystko inne drażni mnie i nie pozwala się skupić. 



A z dżezowych nowinek... Całkiem niedawno, bo 14 listopada pognaliśmy z Mężczyzną aż do Gdańska, żeby wreszcie zobaczyć Molvaera na żywo. Wyjazd był planowany, ale tak karkołomny i wycieńczający, że.... ale warto było! Co oni robią na scenie! To zupełnie nie jest jazz. Gdyby Molvaer nie umiał trąbki, na pewno grałby black metal ;) Tak żywiołowego koncertu już dawno nie smakowałam, warto byłoby nawet gnać dla niego do samej Norwegii. 

I ta perkusja - no, kosmos. To jest to - Molvaer to projekt solowy, ale bez zespołu na wysokim poziomie, mógłby sobie trąbić. Tam każdy w zespole jest takim wariatem jak on. 

Oczywiście, tuż przed tym wydarzeniem odświeżyliśmy sobie jego dyskografię, i cóż się okazało? Po Baboon Moon, "płycie z małpą" wydał on jeszcze jedną - Switch. I grał ją, oczywiście, na koncercie. Radość :)



Nils dostał po koncercie takie brawa, że wracał jeszcze na dwa bisy. Pójdę na każdy jego koncert, niech więc wraca szybko do Polski, żadne Suwałki mi nie są straszne :)


Proszę o info, czy takie posty są tutaj mile widziane. Jeśli nie - proszę o szczerość. Ja się nie obrażę, po prostu nie chcę nikomu narzucać czegoś, co tylko mnie sprawia przyjemność.

Miłego dnia! Ja dziś jadę na koncert znajomych - Ragehammer gra w Katowicach :)
Arsenic

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger