Co z tą wiosną? Wyjaśniam feomelaniny i prezentuję efekty kolorystyczne



Poznajcie Annę i Kingę. Dzięki ich uprzejmości możemy podziwiać pomarańczowo-czerwone pigmenty feomelaniny w pełnej krasie, w słońcu i w półcieniu, w dorosłości i w dzieciństwie. Anno, Kingo, dziękuję jeszcze raz za możliwość udostępnienia waszych zdjęć! Przyczyniacie się do naprawy jakości materiałów związanych z analizą kolorystyczną, krążących po sieci.
Dajcie sobie czas, pozachwycajcie się, a gdy wrócicie na ziemię, zapraszam do fizyki i biochemii, dzięki którym rozumiemy, na co patrzymy i łatwiej jest dobrać paniom właściwy kolor pomadki.

Otóż początek procesu melanogenezy eu- i feomelanin jest taki sam: pod wpływem promieniowania UV z tyrozyny, dzięki tyrozynazie dochodzi do przemian biochemicznych, w wyniku których melanocyty produkują ciemne pigmenty mające nas przed tym promieniowaniem ochronić. Ale po drodze może trafić się cysteina, związek, ha! z grupy aminokwasów siarkowych, a jakże, która zmienia nieco kierunek dalszych przemian. Dzięki temu dodatkowi dochodzi nie tylko do polimeryzacji (jak w przypadku tworzenia eumelanin), ale i do oksydacji - a to naukowcy wskazują jako potencjalnie problematyczne w kontekście działania kancerogennego. Napromieniowanie feomelaniny może powodować wytwarzanie anionu nadtlenowego i rodników hydroksylowych, czego wynikiem są oksydacyjne uszkodzenia kwasów nukleinowych, białek i lipidów.

No i przy okazji otrzymujemy inne efekty barwne: cząsteczki tego pigmentu są mniejsze i mniej "gęste" od eumelanin, dając efekt żółto-pomarańczowy do czerwonego. We włosach, bo w skórze ani w tęczówkach feomelaniny nie dają żadnego efektu. Oznacza to, że osoby rudowłose (powinny się chronić przed słońcem nie tylko kremami z filtrem, ale i odzieżą, kapeluszami) i jasnookie będą miały skórę białą, transparentną, zaróżowioną i niepodatną na opalanie. 


Na powyższym zdjęciu widzicie porównanie kolorytu mojego z pejzażem Kingi. Zapomniałyśmy sobie zrobić wspólne selfie, ale i na tym kolażu widać pięknie różnice w naszych pejzażach. A najmocniej chyba rzuca się w oczy fakt, że pogłoski o bladości mej są mocno przesadzone. Zimy są ciemne i nawet w swej najmniej opalonej wersji ta skora nie jest transparentna ani zaróżowiona, lecz, często, szarozielona, a nie miedziano-złoto-brązowa. 
Poniżej podobne porównanie z Anną:



Natomiast zieleń w oczach Anny i Kingi, oraz nieliczne, jasne piegi na ich skórze, mówią nam o niewielkich ilościach brązowych eumelanin, tych ciemnych pigmentów. Ten miks pigmentów nadal jednak mieści się w zakresach kolorystyki: ciepłej, jasnej, nasyconej.



W skali antropometrycznej Martina tęczówki obu pań mieszczą się idealnie na miejscu 8 (z 16) i są tam opisane jako "jasnozielone". Co to oznacza w sytuacji, gdy wiemy i rozumiemy, że nasz gatunek w melanocytach tęczówek nie produkuje zielonych pigmentów? Skoro biologia z anatomią nie odpowiadają na to pytanie, trzeba poszukać gdzie indziej... tak, wy już wywracacie oczami skandując "fi-zy-ka", dziękuję, moje drogie wyedukowane towarzystwo. Tak, fizyka, optyka ściślej, a konkretniej: cyrk iluzji, ponieważ te żółte kropki na tęczówkach to nic innego, jak iluzja stworzona za pomocą średnich ilości brązowych pigmentów eumelaniny. Skąd wiemy, że średnich? Bo rozumiemy efekty, jakie dają duże oraz bardzo małe ilości brązowych pigmentów, a jeśli nie rozumiemy, to skala antropometryczna już to opisuje, już tę wiedzę ma pozyskaną i zamkniętą: tęczówki jasnozielone są opisane, jako "mieszane, jasne".
Mamy więc żółty, który tu jest iluzją, nałożony na iluzję koloru szaroniebieskiego, ponieważ, a jakże, niebieskich pigmentów również w naszych tęczówkach nie ma. Są brązowe i czarne, oraz jest pojęcie koloru strukturalnego, który jest - owszem - iluzją spowodowaną przez światło rozproszone w konkretny sposób z powodu takiej, a nie innej budowy, w tym przypadku tęczówki. Podobne zjawisko znajdujemy w kolorowych piórach niektórych gatunków ptaków, czy u motyli. Nie ma pigmentu, a jest kolor, taka magia.
Zatem na iluzję niebieskawego koloru nałożona jest iluzja koloru żółtego, dając w efekcie iluzję barwy zielonej. I teraz aby czytać dalej z tych fusów, trzeba zrozumieć, że samo prawidłowe opisanie koloru tęczówek jeszcze nie za wiele nam daje w procesie analizy kolorystycznej człowieka, ponieważ człowiek posiada kolor nie tylko w tęczówkach. A genetyka to taka... *pani*, która drwi sobie z szablonów. Ale to już jakiś zalążek informacji.
Takie zdjęcia robię wam na indywidualnych konsultacjach kolorystycznych właśnie po to, aby w książce z analizą omówić zjawiska widoczne w waszych tęczówkach. Wierzę, że tylko takie podejście do analizy danego tematu ma sens.


Ciepła wiosna to bardzo rzadka kolorystyka i wciąż, chyba właśnie z powodu jej unikatowości, źle interpretowana. Zresztą, nic nowego dla rudowłosych - od wieków muszą liczyć się z krzywdzącymi stereotypami. W starożytnym Egipcie uważano ich za pechowych, starożytni Grecy nie wierzyli, że rudzi umierają, w średniowieczu rude kobiety posądzano o czary i palono na stosach. A w XXI wieku coache od kolorów potrafią wmówić ludziom, iż jest to kolorystyka... chłodna. Równolegle diagnozę ciepłej wiosny otrzymała w poprzedniej analizie Olivia (na zdjęciu powyżej, w porównaniu z Kingą). 
Ta wiedza nie jest tajemna. Sposób, w jaki melaniny wpływają na nasz wygląd oraz rodzaje tych pigmentów - to wszystko jest już opisane w podręcznikach, wystarczy sięgnąć i przeczytać, zdobywając tym samym nie tylko cenną wiedzę, ale i sensowne argumenty w dyskusjach. Cóż, sensowniejsze niż: "bo mnie się tak wydaje; bo ja tak to widzę". Oczywiście, każdy może interpretować rzeczywistość dowolnie, ale dopóki w grę wchodzi nauka, interpretacje są zbędne.

Czasami używam określenia "stabilna kolorystyka" na typy nasycone (zwane czystymi w popularnym ujęciu analizy kolorystycznej współcześnie). Ta stabilność wyrażona jest m.in. tym, że to duże nasycenie (jakimkolwiek pigmentem) jest wyraźnie widoczne już we wczesnym dzieciństwie, oraz nie ulega znaczącym przesunięciom, zmianom w okresie dojrzewania. Spójrzmy na Annę w wersji młodszej:


Oznacza to, że znaczne ilości pomarańczowo-czerwonego pigmentu feomelaniny są świetnie widoczne we włosach ciepłej wiosny od wczesnego dzieciństwa. Ale uwaga: czy patrząc na Annę-dziecko mamy informację na temat koloru jej tęczówek w dorosłości? Czy mamy wytyczne, na jakim poziomie ustali się jej kolorystyka? Nie. Mamy jedynie informację o znacznych ilościach pomarańczowo-czerwonych feomelanin. 
Melanocyty (komórki barwnikowe skóry, oczu i włosów) produkują pigmenty pod wpływem konkretnych hormonów, zatem u organizmów niedojrzałych komórki te mogą jeszcze nie produkować takich ilości melanin, jakie są zapisane w recepcie w genach. Analiza kolorystyczna u dzieci nie ma sensu nie dlatego, że ich kolorystyka jest nie do odgadnięcia, bo pewne założenia można już poczynić patrząc nawet na dwulatka. Ale są to tylko założenia, więc w tym wieku analiza kolorystyczna nie ma sensu dlatego, że nie mamy jeszcze możliwości zobaczenia, jakie efekty kolorystyczne dadzą te melanocyty pracujące pełną parą, gdy już dojrzeją. Patrząc na kilkuletnią Annę nie odgadniemy, czy będzie miała włosy marchewkowe, czy kasztanowe; oczy zielone czy bursztynowe, czy czekoladowe. Zawęziliśmy poszukiwania, ale dopiero, gdy praca melanocytów się ustali na poziomie podyktowanym genami - a to ma miejsce zwykle po okresie dojrzewania - można obiektywnie stwierdzić i opisać daną kolorystykę. A przy okazji też i zrozumieć, dlaczego obserwowaliśmy takie, a nie inne efekty kolorystyczne u młodszej wersji tego organizmu.
Bez tego próby określania kolorystyki dzieci są tylko zgadywaniem, a tym się żadna porządna analiza nie zajmuje. Bez pełnych danych nie ma analizy, są wróżby.


Przykładowa stylizacja dla ciepłej wiosny

Różnimy się. Opowiadając wam o typach kolorystycznych w istocie rozważamy pewne zakresy możliwości, charakterystyczne dla danej grupy. Są oczywiście stałe, definiujące dany typ, ale jesteśmy ludźmi, a nie kserokopiami. Czym są te stałe w przypadku prezentowanych tu ciepłych wiosen? Ten typ jest określany w popularnym systemie analizy kolorystycznej jako: ciepły, jasny i czysty. Przekładając to na język faktów, mówimy zatem o najcieplejszych barwach dostępnych naszemu gatunkowi, a więc o pomarańczowo-czerwonej feomelaninie. Bez tego konkretnego odcienia pigmentu efekt kolorystyczny na człowieku nie będzie miał takiej barwy, jaką widzimy na Kindze, Annie i innych ciepłych wiosnach. I już na tym etapie można dostrzegać różnice w proporcjach pomarańczowych i czerwonych odcieni.
Druga cecha mówi z kolei o braku lub skrajnie małej ilości ciemnych pigmentów eumelanin. Oznacza to, że spodziewamy się jasnej skóry, jasnych tęczówek i, a jakże, jasnych włosów. I te jasne tęczówki mogą być błękitne, zielonawe lub ze złotymi obwódkami wokół źrenicy, a ta jasna skóra może być papierowo biała, transparentna, zaróżowiona, lub usiana piegami - wszystkie te efekty mieszczą się w zakresie cech jasnych, lub mieszanych z przewagą odcieni jasnych wg skal antropometrycznych.
Trzecia cecha jest najmniej czytelna i najczęściej podlega subiektywnym interpretacjom. Tymczasem jeśli zamiast "czysta" użyjemy określenia "nasycona", sprawy stają się bardziej zrozumiałe. Czym nasycona? Dużymi ilościami pomaranczowo-czerwonych pigmentów feomelaniny. Jakie to daje efekty? Poza tymi najbardziej oczywistymi, widocznymi gołym okiem laika, duże nasycenie dowolnymi pigmentami bardzo "stabilizuje" kolorystykę człowieka. W przypadku ciepłych wiosen widzimy rude włosy w każdym oświetleniu. W słońcu i w półmroku mają podobny kolor, który można nazwać wprost jednym słowem, bez gimnastyki lingwistycznej. 


Przykładowa stylizacja dla ciepłej wiosny

Pięknego dnia!

Postaw mi kawę na buycoffee.to


Zapraszam na stacjonarne konsultacje kolorystyczne:

---

Arsenic.pl Aleksandra Galiszkiewicz

SKLEP


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger