Arszenik i zielone pomidory
Upały skończyły się jak nożem uciął, przez co moje zbyt późno posadzone pomidory nie miały szans dojrzeć na krzaku. Wzięłam to na klatę - a konkretniej 5 kg zielonych pomidorów z krzaków i poszłam szperać w internetach, bo coś tam kojarzyłam, że można smażyć, ale że sraczka i zatrucie z drugiej strony... I jak zwykle niezawodna Gosia z bloga Trochę Inna Cukiernia (tak, ta od książki o jadalnych chwastach!) wyjaśniła mi wszystko jak chłopu na miedzy. Podlinkowałam, poczytajcie o rzekomej toksyczności zielonych pomidorów a także ich liści, które są tak smaczne, że aż mam chęć przejść się na kompostownik i przeprosić z wyrzuconymi już krzakami pomidorowymi, pełnymi aromatycznych, wspaniałych listków. Bazylia i oregano się chowają!
No więc siedzę w tej kuchni przy stole zawalonym zielonymi pomidorami i powstał plan. Bo, oczywiście, mogę czekać do Świąt aż one sobie tam dojrzeją na parapecie, a prędzej raczej spleśnieją, wyschną i się pomarszczą, przykurzą, spadną pod stół i diabeł je ogonem nakryje. A można też spróbować czegoś nowego i ja w to wchodzę.
Podparłam się przepisami ze wspomnianego już bloga Małgorzaty, której wyobraźnia kulinarna zdaje się nie mieć granic, więc i na tak nietypowy składnik jak zielone pomidory znalazłam u niej co najmniej trzy opcje. Przy czym jej przepis na sałatkę zimową z zielonych pomidorów wydał mi się najsmaczniejszy, porównując go z innymi znalezionymi w internecie. Wiem, że zielone pomidory są kwaśne (nie byłabym sobą, gdybym jednego nie ugryzła w drodze do domu, co?), ale w którymś przepisie do zalewy octowej należało dodać aż szklankę cukru. No, nie. Nie. Jak będę chciała zrobić konfiturę, to zrobię. Póki co, zależało mi na przepisach oferujących bardziej wytrawne smaki.
W zasadzie trzymałam się jej przepisu z jednym małym wyjątkiem - do każdego słoika dodałam, poza gorczycą i pieprzem, także po kilka ziaren kolendry. Bo lubię okrutnie i jem ją ze wszystkim.
Pomidory pociachałam na grube plastry, ale teraz myślę sobie, że może kolejną taką sałatkę przygotuję z pomidorów pokrojonych np. w ósemki. Albo w ogóle z samych małych pomidorków wrzuconych do słoika w całości. Wydaje mi się, że - zwłaszcza w przypadku dużych egzemplarzy - ósemki prezentowałyby się po prostu lepiej niż wielkie zielone krążki.
Inną sprawą jest fakt, że już zalewając je zalewą zorientowałam się, że mogłam śmiało je powciskać ciaśniej - widzicie to, prawda? W każdym słoiku jest jeszcze mnóstwo miejsca - ot, kolejna nauczka na przyszłość. I czosnku bym dodała.
Brzmi, jakbym planowała już zawsze sadzić pomidory zbyt późno aby produkować te słoiki ;) Prawda jest taka, że gdy się ma własne pomidory, to kilka zielonych zawsze na koniec zostaje i szkoda je wyrzucać, skoro można z nich zrobić coś smacznego i nowego.
Tę sałatkę robię pierwszy raz w życiu. Jeszcze nie wiem, czy polecam.
Drugą opcją na wykorzystanie zielonych pomidorów już teraz, w tej chwili, jest po prostu usmażenie ich w cieście. Znów podparłam się przepisem Gosi na smażone zielone pomidory, ale nie trzymałam się go ściśle - wyznaję zasadę, że ciasto, tak jak krem do twarzy, czy zupę, robi się "na czuja" :) Jeśli wiem, jaką konsystencję chcę uzyskać i z grubsza ogarniam, że mąka zagęszcza a woda rozcieńcza to trudno takie danie zepsuć. Dlatego nie powiem Wam, jakie były u mnie proporcje składników - trzymajcie się przepisu Gosi, podlinkowałam go wyżej. I będzie dobrze.
Do swojego ciasta dodałam łyżeczkę curry, bo lubię, a ponadto kręci mnie ten żółciutki kolorek. Plastry zielonych pomidorów maczamy w cieście i smażymy na porządnie rozgrzanym oleju. Gotowe placki trzeba porządnie odsączyć z nadmiaru tłuszczu na papierze.
I od razu mówię, że co następuje:
- nie jest to pokarm mojego życia - pomidory są kwaskowate, jędrne i trzeba to po prostu lubić, ale od czasu do czasu, czemu nie, przegryzłabym właśnie coś takiego,
- polecam nie kroić pomidorów na zbyt grube plastry - im cieńsze, tym bardziej chrupiące i delikatne będą placuszki. Dla mnie - smaczniejsze,
- nowicjusze i ogół nie uznający podobnych dziwactw a chcący jednak spróbować może raczej zasmakować bardziej w plackach warzywnych zrobionych np. z cukinii czy nawet ziemniaczanych z dodatkiem pokrojonych drobno zielonych pomidorów. W wersji z plastrami mamy już konkret - jędrny, kwaskowaty, zielony pomidor, w który trzeba się wgryźć i to może budzić opór u niektórych.
W planach mam jeszcze zrobienie konfitury z reszty zielonych pomidorów. I jaram się na samą myśl o niej, bo na zdjęciach wygląda obłędnie.
Jedliście kiedyś zielone pomidory? Macie jakieś ciekawe przepisy, których jeszcze mogłabym spróbować?
***EDIT 20.II.2017:
Wcinam właśnie zielone pomidory, które zapakowałam do słoików zeszłej, upalnej jesieni. Jakie to jest dobre! Walczę z ochotą aby otworzyć, ostatni już, słoik i zjeść go w całości nie mówiąc o niczym Mężczyźnie ;) Są lekko pikantne, kwaskowe, jędrne i bardzo aromatyczne. I naprawdę czuć w nich to słońce! Zdecydowanie zrobię je ponownie w tym roku, bo są przepyszne. Tylko tym razem pokroję je jednak w ćwiartki, jakoś wydaje mi się, że tak będzie ciekawiej wizualnie i łatwiej na raz do buzi :)
***EDIT 20.II.2017:
Wcinam właśnie zielone pomidory, które zapakowałam do słoików zeszłej, upalnej jesieni. Jakie to jest dobre! Walczę z ochotą aby otworzyć, ostatni już, słoik i zjeść go w całości nie mówiąc o niczym Mężczyźnie ;) Są lekko pikantne, kwaskowe, jędrne i bardzo aromatyczne. I naprawdę czuć w nich to słońce! Zdecydowanie zrobię je ponownie w tym roku, bo są przepyszne. Tylko tym razem pokroję je jednak w ćwiartki, jakoś wydaje mi się, że tak będzie ciekawiej wizualnie i łatwiej na raz do buzi :)
Buźka
Arsenic
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz