Balm Balm Petitgrain - mokre gałęzie, zwariowana teściowa i odwieczne neroli
Dobra, wyśmiejcie mnie, ale ja zapachu tego olejku eterycznego nie znałam. Zafiksowałam sobie, że to musi być jakiś nieciekawy zapach, rozumiecie, tu ja - maniacka kolekcjonerka olejków eterycznych z najdziwniejszych roślin - nigdy tego konkretnego olejku nie kupiłam. Ba! Nawet nie wiedziałam, że jest to olejek pozyskiwany z drzewa pomarańczowego (mowa o pomarańczy gorzkiej - Citrus aurantium amara), a konkretniej z jego liści, w związku z czym pachnie bardzo podobnie do mojego ukochanego neroli.
Nazwa tego olejku znaczy dosłownie "małe ziarenka" i jest określeniem dla niedojrzałych pomarańczy wielkości wisienek, z których dawniej się ten olejek pozyskiwało. No,ale - raz wyciśnięta mini-pomarańczka już jest do wyrzucenia, więc wykombinował ktoś mądry, że olejek ten można pozyskiwać też z liści. Ale nazwa już została, jako pamiątka.
Dzięki temu mamy ze wspaniałego drzewa pomarańczowegodwa różne olejki eteryczne, wszystkie cudowne: neroli z kwiatów oraz petitgrain z liści i drobnych gałązek.
Wszystkie są inne, choć petitgrain w pewien sposób podobny jest do neroli...ale to bardzo, bardzo subtelne podobieństwo.
Jeśli są na sali osoby, które neroli nie lubią, bo jest za ciężki, za gorzki, to z pewnością petitgrain te osoby odrzuci. Charakterem dość podobny, jest jednak mocniejszy, i piszę to z pełną świadomością osoby dobrze znającej moc zapachów arabskich.
Jest gorzki, szorstki, ciemny, pachnie mokrymi gałęziami, gdzieś tam daleko w tle wyczuć można łagodniejsze nuty kwiatowe, ale - choć jest to olejek z rodziny cytrusowych - absolutnie nie ma nic wspólnego ze świeżymi, kwaśnymi, jasnymi i optymistycznymi nutami cytrusowymi. Oczywiście, nie oznacza to, że jest duszący, mdlący czy stęchły - on jest świeży i cierpki jak szary poranek w jeszcze mokrym od nocnego deszczu sadzie, ale nie jak świeżo rozkrojona cytryna. Takie nuty cytrynowe można natomiast dość wyraźnie wyczuć w olejku bergamotowym.
Nawiasem mówiąc, petitgrain to jedyny olejek cytrusowy, który nie jest fotouczulający, dzięki Ci o Panie!
No więc gdy zaczęłam przebierać w perfumach Balm Balm, podjarawszy się ich ideą po testach na Bergamot (KLIK!), odgrażałam się miętą, odgrażałam się lawendą, a ostatecznie wybrałam właśnie Petitgrain... Ja coś mam, jakieś zboczenie nakazujące mi brać perfumy zupełnie w ciemno, bo to już nie pierwszy raz. I nie ostatni zapewne.
Nie wiedziałam, co przyjdzie. A tymczasem przyciągnęłam do siebie bardzo duże, silne, nagłe i pozytywne uczucie do tego zapachu. To tak, jakbym na nowo odkryła, że istnieje neroli.
Jest to trudny zapach. Łatwo natomiast jest go zepchnąć do kategorii woni męskich... w sumie słusznie, ładnie się układa na męskiej skórze. Na mnie pięknie gra z różą, ale i z Panią Walewską Gold - uparcie i bezczelnie jaśminową, którą próbuję oswajać, a bydlę się wciąż nie daje. Ale najczęściej noszę solo i uwielbiam. Czysty olejek eteryczny również już zakupiłam, wkraplam do kominka i tworzę kompozycje z innymi olejkami. Szukam. Szukam tej kombinacji doskonałej, która mnie zwali z nóg, którą sobie zamknę w wosku i będę straszyć ludzi.
A tymczasem, perfumy Balm Balm bardzo lubię solo, ciekawie brzmią z jaśminem Pani Walewskiej Gold - to dzięki dodatkowi Petitgrain przestaje być taka męcząca jak zwariowana teściowa opowiadająca setny raz tę samą historię. Fantastycznie też dodają charakteru wszystkim innym zapachom, którym go brakuje. W sumie wystarczy wejść w mgiełkę jednego psiuknięcia Petitgrain z nadgarstkami wysmarowanymi jakimś arabskim "mydełkiem" czy różą i jest naprawdę pięknie.
Zachęconych do spróbowania tego zapachu (również na swoim mężczyźnie), odsyłam tutaj: KLIK! Ale najpierw - poczytajcie opinie o tym zapachu w internetach. Oswoić się trzeba, przygotować. To nie będzie łatwe jak przytulenie i już. No, ale nie wszyscy lubią gdy się słodko pierdzi.
Pozdrawiam
Arsenic
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz